wtorek, 5 października 2010

Redakcja poleca - recenzja

Co się roi w bulwach dojrzałych kobiet (w formie przetrwalnikowej)?

Na okładce wiekowa pani. Twarz jak ze starej fotografii, z policzkami "podbitymi" kolorem ściągniętym z namoczonej krepiny - jak to się kiedyś robiło. W czepku, spódnicy i... stroju Super-mana: z powiewającą peleryną i wielkim "S" na klacie (męskiej!) - doklejonym, jak to się robi obecnie, w programie komputerowym.


"Bigos w papilotach" Marii Biłas-Najmrodzkiej i Elżbiety Narbutt - seniorek... Nie, nie, to słowo jakoś tutaj nie pasuje. Bo seniorka (polska) oprócz tego, że w jakimś bliżej nieokreślonym starszym wieku, kojarzy mi się z przesiadywaniem w przychodniach, konfesjonałach i na cmentarzach (kolejność ta jest przypadkowa).
A autorki owszem, przesiadują, ale przed komputerami, mailując do siebie. O czym? O mewie w ciąży. (Nad)wadze. O korzyściach płynących z kontaktów z młodymi oraz równolatkami. O rozładowaniu papierosem poczucia winy. O tym, jak się żyje, nie widząc. O psie, który niedługo odejdzie. O podróży w miejsca pełne wspomnień o mężu. Za to z dystansem i humorem oraz powagą, kiedy trzeba. Mądrze.
Bez odmładzania się na siłę, oraz, jak piszą: "bez postarzania się z własnej i nieprzymuszonej woli; czas i biologia i tak robią to za nas. My możemy jedynie opóźniać ten proces".

"Bigos..." pożarłam z ogromną przyjemnością. Bez żalu żegnam się z moim stereotypem seniorek i z czystym sumieniem ogłaszam, że autorki to moje s...upermenki!
Pani Elżbieta mówi, że pisanie listów teraz, to nie to samo, co kiedyś. Za czasów wiecznego pióra, atramentu i papeterii trzeba było czekać co najmniej tydzień na odpowiedź. A teraz są maile, wszystko szybko. Podejrzewam, że gdyby autorki korzystały z tego pierwszego sposobu korespondencji, powstałaby całkiem inna książka. Przecież tyle rzeczy wydarzyłoby się w międzyczasie (o którym również pojawiają się rozmyślania), jak wypatrywanie listonosza, które można by opisać. Śmiem jednak twierdzić, że byłaby to równie świetna lektura.

poleca: Marta Zabłocka

Dowcip i urok tej książki, napisanej w formie listów, jest takiej miary, że pozwala na stwierdzenie, że oto czytamy scenariusz Kabareciku Starszych Pań.

Największym walorem „Bigosu w papilotach” jest poczucie humoru. Ale jak opisać ten subtelny, wyrafinowany, dowcip? Na przykład wyznanie o pomyśle na książkę (autorki to seniorki, a jedna jest
niewidząca), brzmi: „To jest tak, jakbyśmy postanowiły skoczyć ze spadochronem: obie zejdziemy na
serce, a Ty - nawet nie widząc ziemi.”

Jaki jest temat tych listów? Otóż bywa on:

Filozoficzny: „koniec kopania się z koniem życia!”; „jestem pyłkiem w ogromnym łańcuchu historii Ludzkości”; „za groźbę uważam za mało życia w życiu.”

Społeczny: emeryci – „żyjąc, powiększają deficyt państwa”; osobiście lubię legalne związki”;
„nie tylko ja wkładam do lodówki obierki od jabłek razem z kluczykami do samochodu!”

Osobisty: „jestem uzależniona od koperku”; „ mam wręcz zamiłowanie do bałaganu”; „przez borowiki
jestem cała zaśliniona”; „żadnych zobowiązań wobec zdrowia!”

Intymny: „produkcja 11 córek i 1 syna wywołuje u mnie bardzo ciepłe uczucia”; „dawniej-60 lat na haju, teraz: stan stabilny”; „nie ma mężczyzn na własność w mojej chacie”; „babcia żyjąca na kocią
łapę!”; „mąż, z Berlina: oglądać samemu porno shop?! Bez ciebie? Nie ma mowy.”

Autorki listów są wykształcone, oczytane i obeznane ze światem. Przez ich wspaniały dowcip przebija wiedza, doświadczenie życiowe, i (E i M, wybaczcie, proszę!)- głębia ducha. Ich książka – to autoportret odchodzącego pokolenia starej warszawskiej inteligencji.

Najważniejsza jest dla nich niezależność. Obok miłości bliźniego mają zdrową dawkę egoizmu, stąd zabawne rozważania, jak pobyć sobie leniwym, jak się wykręcić od niewygodnych sytuacji…
„Idę mieć atak – to godna ich poczucia dystansu do świata recepta.”

Są młode duchem: „jestem nieomal bez przerwy czymś bezgranicznie zdumiona, zachwycona i zadziwiona wielkością rzeczy, które człowiek potrafi dokonać.”

Bywają starszymi paniami bez godności. Deklarują bycie odległym od dążenia do doskonałości, przebywanie w przetrwalnikowej formie kobiety dojrzałej, w której mają zamiar przejść na drugą stronę życia, robić wszystko, by ze tego stanu nie przejść w stan babulki, rozprawiają o: puszczaniu się w koperku, chichraniu w łóżku, kocicy, która nagrała swoją rozerotyzowaną panią na sekretarkę.

A teraźniejszość? Doceniają komputer, ale uważają go za buca, bo podkreśla neologizmy, ale wulgaryzmów już nie. Zachwyca je Wyrypajew, ale trzęsie złość, gdy młodzież z telefonów mówi do nich po imieniu. Odkryły asertywność i widzą różnice: one, młode, obsługiwały rodzinę, dzisiaj młodzi dbają przede wszystkim o siebie. Ich ton serio jest optymistyczny: już nic nie muszę, a jeszcze tak wiele mogę.
I są rozkoszne w tak bardzo nas interesującej kwestii międzypokoleniowej: słucham w nocy radia o sprawach łóżkowych (nie pada słowo: sex!). A potem doradzam młodemu pokoleniu. Takie rozmowy z moja mamą, babcią były nie do pomyślenia! I wzruszają, gdy piszą: całuję szczodrze.

Widzę scenę. Na niej Marię i Elżbietę. Słyszę inteligentny, subtelny dowcip Kabareciku Starszych Pań.
Czuję z nimi absolutną wspólnotę i uprzejmie proszę o angaż na bileterkę.

poleca: Elżbieta Kisielewska

2 komentarze: