poniedziałek, 15 listopada 2010

Fredro ,,podrasowany”

Wybrałam się na film ,,Śluby panieńskie” z sympatii do komedii Fredry, którą – z powodu jej wdzięku, lekkości i dowcipu - studenci PWST przez lata grywali na dyplomowych przedstawieniach. Plakaty filmowe reklamują ją jako ,,komedię wszech czasów”, choć nie jest to sztuka wywołująca śmiech aż do bólu brzucha. A może dzięki Filipowi Bajonowi już jest?

Rok 1825, Galicja. Panicz Gustaw siusia do nocnego naczynia, po czym niosąc ostrożnie przepełniony nocnik, wręcza go służącej. Panicz Albin, zakochany w pannie z sąsiedztwa, miota się pod jej oknami w bieliźnie (znana z westernów, jednoczęściowa kombinacja), rujnując przy tym klomby; albo galopuje przez pola na oklep, niczym wiejski parobek, z malowniczo rozwianym czubem (czuby są bardzo filmowe); albo, dla wyładowania złości, bije w mordę służącego, specjalnie mu zresztą w tym celu wystawianego. Filmowy Albin jest prostakiem i przygłupem.

To tyle o paniczach. A panienki? Choć spuszczają skromnie oczy, haftują i noszą muśliny, są obdarzone świadomością właściwą współczesnym dziewczynom. Kalecząc dłonie scyzorykiem, krwią pieczętują przysięgę o rezygnacji z zamążpójścia. Biegają nago po łące i kąpią się w rzece, prezentując modne tatuaże na pośladkach. Podgląda je Radosław, stryj Gustawa, dla potrzeb filmu znacznie odmłodzony. Schowany za stadem krów, podziwia wdzięki panien, a jednocześnie ...rozmawia przez telefon komórkowy. A to dopiero początek niespodzianek! Jest jeszcze samochód wyjeżdżający z powozowni, podejrzany lokal udający wiejską karczmę, sceny erotyczne we wnętrzu i w plenerze, tańczący Żydzi, chochoły i dużo rozmaitych trunków. Są tu, wpisane w scenariusz, sceny z planu filmowego i współczesne dialogi przeplatane wierszem Fredry...

Czy poszłabym do kina, gdybym wiedziała, że zobaczę to wszystko? Nie sadzę. Pełny tytuł komedii Aleksandra Fredry brzmi: ,,Śluby panieńskie czyli magnetyzm serca”. Nakręcony na jej podstawie film Filipa Bajona, reklamowany jest jako rzecz o tym, ,,jak zniewolić mężczyznę” i ,,jak okiełznać kobietę”. Otóż to! Okiełznać i zniewolić. Bo po magnetyzmie serca nie ma tam ani śladu. Reżyser, kierowany twórczą inwencją, wyszedł daleko poza sztukę Fredry. Czy widzowie nie wyjdą z kina?

Halina Kowalska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz