Marta i Elżbieta są w Amsterdamie.
Elżbieta ma lat 60 plus, Marta dwa razy mniej. Wprost z naszej Redakcji Międzypokoleniowej wybrały się na wakacje do Amsterdamu. Przesyłają kartki i pozdrowienia. Dziś wdały się w krótką polemikę na temat zieleni w Amsterdamie.
Zdaniem Elżbiety:
MIASTO BEZ TRAWNIKÓW? – byłam zdegustowana, gdy mieszkanka Amsterdamu oświadczyła, że ich tu nie ma. Kochani! Byłabym za likwidacją trawników w Warszawie w zamian za 1/10 tego,
Elżbieta ma lat 60 plus, Marta dwa razy mniej. Wprost z naszej Redakcji Międzypokoleniowej wybrały się na wakacje do Amsterdamu. Przesyłają kartki i pozdrowienia. Dziś wdały się w krótką polemikę na temat zieleni w Amsterdamie.
Zdaniem Elżbiety:
MIASTO BEZ TRAWNIKÓW? – byłam zdegustowana, gdy mieszkanka Amsterdamu oświadczyła, że ich tu nie ma. Kochani! Byłabym za likwidacją trawników w Warszawie w zamian za 1/10 tego,
co jest tutaj.
Ale to nie koniec. Na amsterdamskiej ulicy co krok stoją donice z kwiatami. Kamienne, betonowe, murowane, drewniane, białe, bezbarwne, kolorowe – a ze wszystkich bucha zieleń i kwiatki wszelkiej maści. Tulą się one do murów, oplatając je miłośnie, i zdobią taką gamą wszelakich barw, że aż zżera zazdrość.
Bo czy ktokolwiek w Polsce widział w środku miasta malwy albo słoneczniki? Przecież to są kwiaty wiejskie, par excellence! A one sobie tutaj strzelają w amsterdamskie niebo jak, nie przymierzając, w Duckiej Woli w niebo mazowieckie. A nie mogłyby tak w Warszawie, w niebo nadwiślańskie?
tekst: Elżbieta Kisielewska
zdjęcia: Marta Zabłocka.
Zdaniem Marty:
Jeśli jesteś w Amsterdamie i masz ochotę na dobrą trawę – wybierz się do któregoś z parków.
Poza nimi trochę o nią ciężko. Choć imponująca jest umiejętność mieszkańców do zazieleniania miasta.
Kwiaty w doniczkach, na barkach.
Prosto z ziemi przy wejściach do domów. W byle czym.
Na ścianach budynków.
Jednak jest jeszcze sporo miejsca do zagospodarowania.
Moja redakcyjna koleżanka – Elżbieta Kisielewska - gotowa jest pozbyć się wszystkich warszawskich trawników w zamian za 1/10 zieleni, która jest w Amsterdamie. A przecież każda z tych stolic ma zupełnie inny charakter. W chaotycznie zabudowanej Warszawie przeważa murawa. W stolicy Holandii, pełnej
barek i kamienic (przede wszystkim w centrum), łatwiej postawić na schodach lub chodniku kwiatek. Większe nasycenie roślinnością jest w stronę obrzeży miasta, gdzie częściej można natknąć się na domki.
Ale tu także byłabym ostrożna, jeśli chodzi o wpadanie w zachwyt. Na szczęście nieczęsto, ale można trafić na takie „cudeńka”:
Dlatego rozważania Kisielewskiej kojarzą mi się z dylematem: czy lepiej nie mieć ręki, czy nogi? Ale po co? Moim zdaniem większy sens ma zrobienie w Warszawie porządku z psimi kupami, żeby zieleń była zielona
a nie brązowa. Protest przeciwko kolejnym parkingom. Dbanie, aby nie rozjeżdżać tego, co już rośnie.
Do tych, którzy jednak już dzierżą w ręku łopatę i grabie, żeby zacząć proces likwidacji stołecznych trawników, apeluję: spróbujcie przysiąść sobie na malwie dumnie strzelającej
w niebo i poczytać książkę, albo umówić się na niej na piknik z przyjaciółmi! Czy rzeczywiście będzie Wam tak dobrze, jak na murawie?
Do tych, którzy jednak już dzierżą w ręku łopatę i grabie, żeby zacząć proces likwidacji stołecznych trawników, apeluję: spróbujcie przysiąść sobie na malwie dumnie strzelającej
w niebo i poczytać książkę, albo umówić się na niej na piknik z przyjaciółmi! Czy rzeczywiście będzie Wam tak dobrze, jak na murawie?
tekst i zdjęcia: Marta Zabłocka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz