piątek, 2 lipca 2010

Bez kolców

„Pod Kaktusami” – w kawiarni przy Chmielnej, naprzeciwko chyba równie wiekowego kina „Atlantic” - nie ma już kaktusów. O dawnym wystroju przypominają jedynie kaktusopodobne malowidła na ścianach, duże, ale nie kłujące.

fot. Karolina Pluta

Zaledwie parę lat temu ta znana warszawska kawiarnia zmieniła swój wystrój. Powiększono jej okna, pozbywając się przy okazji nawiązujących do nazwy kolczastych roślin. Żeby usiąść na kanapie, trzeba teraz wejść po schodkach na swego rodzaju konstrukcję przypominającą szeroki drewniany szafot. Co ciekawe, kanapy, choć nowe, wyglądają na stare – to zasługa nieśmiertelnego w każdej dekadzie skaju. Nad przejściami do stolików piętrzą się wdzięcznie bramowe drewniane szubienice, przypominające surrealistyczne projekty Salvadora Dali.
Jedno na szczęście nie uległo zmianie w kawiarni „Pod Kaktusami” – nadal podaje się tu rozkoszny krem sułtański. Przygotowywany jest według oryginalnego przepisu z Warszawskich Zakładów Gastronomicznych (oddział „WZG - Kawiarnie”): połowa - czysta bita śmietana, połowa - bita śmietana zaprawiona kakao, a do tego rodzynki i orzechy. Chyba już tylko tu można spróbować tego niedoścignionego nigdzie indziej smaku.
W ogródku, około godziny 11, na dwadzieścia stolików z wyplatanymi fotelikami, zajętych jest zaledwie sześć. Większość kawiarnianych smakoszy to sześćdziesięciolatkowie. Po dwóch kawach podnoszę nos znad gazety. Towarzystwa 60 plus już nie ma. Teraz przy stoliku nieopodal siedzą dwie studentki. Nikt jednak nie zamawia kremu sułtańskiego – nie wiedzą co dobre!
Aleksander Bukowiecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz