wtorek, 27 lipca 2010

Trzeba odhibernować Kępę!

Saska Kępa. Finlandzka 12a. Piątkowe popołudnie. Upał.

Kiedy skończy się ten upał nie wie pani? Strasznie gorąco. Zawsze sobie tu siadam i odpoczywam jak idę na pocztę albo do sklepu. - zaczyna ze mną rozmowę Irena Majewska mieszkanka Saskiej Kępy.
- Mieszkam niedaleko, na Lipskiej, lubię tu przychodzić, bo zawsze spotkam kogoś z kim można chwilę porozmawiać. I dziewczyny z kawiarni są takie miłe. Tu jest tak zacisznie.

Irena Majewska mieszkanka Saskiej Kępy odpoczywa  w ogródku Kępa Cafe.
Panie Irena przez 20 lat uczyła biologii w pobliskim liceum im. B.Prusa.


O miłości do Kępy – tej z kawą i tej saskiej, o miejscu przyjaznym seniorom oraz o potrzebie działania opowiada Ala Pękalska, właścicielka najbardziej rozpoznawalnej kawiarni na prawdziwej, choć niepozornej, warszawskiej wyspie – Kępa Cafe.

Dla kogo i dlaczego powstała Kępa Cafe?
Dla zmęczonych sieciowymi kawiarniami, kawą nescafe i standardem warszawskich kawiarni; dla mieszkańców Saskiej Kępy i jej sympatyków, wszystkich którzy interesują się przestrzenią w której mieszkają, swoim miastem, dzielnicą.

Kępa Cafe w ciągu zaledwie dwóch lat stała się lokalnym centrum życia społeczno – kulturalnego. Jak to się robi?
Chyba po prostu trzeba lubić przestrzeń w której się działa, interesować się nią i chcieć mieć na nią wpływ. Ale żeby mieć wpływ trzeba się postarać: wyjść na zewnątrz, do ludzi, sięgnąć do historii, poznać lokalne organizacje, rozmawiać, podjąć się próby integracji lokalnego środowiska. I już. Jeśli jest trafi się dobrze - pojawia się odzew. Gdyby nie było zapotrzebowania społecznego na takie miejsce jak Kępa, pewnie
ta kawiarnia nie zaistniałaby na mapie Saskiej Kępy i Warszawy. Tymczasem okazało się, że miejsce,
w którym można znaleźć informator o dzielnicy, mapę, kupić pocztówkę z Saskiej Kępy czy poszperać na półce z albumami o Pradze, przyciąga nie tylko mieszkańców Saskiej Kępy, ale także turystów 
i cudzoziemców mieszkających w stolicy. Być może dlatego, że nie ma takich miejsc zbyt wiele? Biblioteki, urzędy, wydziały kultury nie próbują być otwarte, nie wychodzą z informacjami, inicjatywami do mieszkańców, dla których pracują. Może nie mają czasu, nie pozwalają im na to procedury? Może nie wiedzą jak, a może po prostu nie lubią swojej pracy? A my lubimy swoją dzielnicę, a działanie wspólnie z lokalną społecznością może być bardzo przyjemne. Odzew z jakim spotykamy się na co dzień jest bardzo motywujący. Z resztą sam fakt, że nie jest to już działanie "na rzecz" ale "wspólnie z", jest świetny! Ludzie
chcą wiedzieć, co dzieje się w ich sąsiedztwie, chcą je tworzyć, często jest to jednak utrudnione przez brak dostępu do informacji (nie każdy senior ma internet) i brak konsultacji społecznych.
Każda dzielnica tylko zyskałaby na wspieraniu i promowaniu podobnych miejsc, jak Kępa Cafe. Wyobraźmy sobie klubokawiarnie jako punkt kontaktowy między urzędem, samorządem a mieszkańcami – wspólne ustalanie priorytetów, konsultowanie planów rewitalizacji.. a tymczasem są to światy funkcjonujące na równoległych płaszczyznach. Nam uda o się przeciąć ścieżki urzędników, samorządowców, lokalnych ngo'sów i mieszkańców: młodych aktywistów i niepokornych seniorów.

 Wejście do Kępa Cafe.

Dlaczego zależy ci, żeby angażować się w to, co się dzieje na Kępie, brać udział w
dyskusjach i spotkaniach?
To irytujące, że większość decyzji o moim podwórku podejmują urzędnicy, którzy nigdy na nim nie byli! 
Nie lubię być stawiana przed faktem dokonanym, nie chcę mieszkać w nudnej dzielnicy, jeździć do kina na drugi brzeg Wisły, trzeba odhibernować najfajniejszą dzielnicę Warszawy. Nie można narzekać, kiedy samemu nic się nie robi, to dopiero jest beznadziejne. Poza tym, jeśli mieszka się gdzieś z wyboru, zwyczajnie chce się działać.

Miejsce przyjazne seniorom – co to dla ciebie znaczy? Jaka powinna być
kawiarnia przyjazna seniorom, czym takie miejsce musi się charakteryzować?
To taka kawiarnia, gdzie przede wszystkim seniorzy są na prawdę mile widziani, gdzie mogą porozmawiać 
z obsługą, swobodnie się poczuć, znaleźć coś interesującego dla siebie, jak książki historyczne, prasę. Pomagają w tym też prozaiczne rzeczy, takie jak wybór mebli. I nie musi to być koniecznie art deco, ale coś, na czym będą mogli wygodnie usiąść, czyli coś innego niż hoker lub sofa klubowa.

Kępę w dużej mierze zamieszkują osoby starsze, a kawa, koktajl czy herbata kosztują
nawet 12 złotych. To dużo, jeśli weźmiemy pod uwagę wysokość przeciętnej emerytury
czy renty. Czy można coś z tym zrobić?
Warto by pomyśleć, co zrobić, żeby seniorzy mieli gdzie odpocząć, nie chodząc do kawiarni. Na Kępie najmilej jest na świeżym powietrzu. Sęk tylko w tym, że nie ma tu zbyt wielu ławek. Najbliższa znajduje się w okolicy źródełka z wodą oligoceńską, jest na przystanku autobusowym oddalonym o 2 przecznice. Bez komentarza. Poza tym tutaj seniorzy często chodzą do takich kawiarni, które funkcjonują od kilkudziesięciu lat, nie mają wygórowanych cen, a w menu znajdziesz kawę po turecku, przekąsisz nóżki. W nich chyba
czują się najswobodniej, spotykają znajomych. Uwielbiam te miejsca, są o wiele ciekawsze niż kawiarnie na Francuskiej. Nie zauważyłam, żeby seniorzy potrzebowali caffe latte z serduszkiem czy koktajl w szklance z nóżką. Kawa po turecku za piątkę jest okej, nie traćmy czasu na zbędne sprawy.
Do nas czasem też przychodzą, nie wiem czemu, ale to bardzo miłe. Może dlatego, że mogą sobie pogadać z obsługą o historii, o życiu, takich tam…

Czym przyciągasz Warszawiaków latem do Kępy?
Leżakami spacerami lemoniadą za piątkę, najlepszymi koktajlami w mieście. O mamo, niczym chyba… 
Sami przychodzą (śmiech).

rozmowa i zdjęcia
Karolina Pluta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz